Pierwszy dzień reszty mojego życia. (33)

Obraz Ruwad Al Karem z Pixabay 

Przez ostatnie tygodnie nie wstaje rano, tak jak to sobie jakiś czas temu wymarzyłem, a to dlatego, że późno chodzę spać. Późno chodzę spać, bo w ciągu dnia brakuje mi czasu na naukę, potem zajmuje się dziećmi, więc jak dzieci śpią, to się ostro biorę do roboty i zazwyczaj kończę grubo po północy, często bliżej drugiej. Można sobie wyobrazić, w jakim jestem stanie, jak ok. 6:30 budzi mnie mój synek i prosi, żebym poszedł z nim do pokoju. Jak zombi człapię za nim z poduszką pod pachą, kładę się na kanapie, przykrywam kocem i przysypiam, podczas gdy on trochę się bawi, ze mną leży, trochę po mnie skacze, a czasami włączam mu bajki dla „świętego spokoju".


W sobotę wieczorem mój kochany pięciolatek zadał mi pytanie:


„Tatusiu, czy jutro mógłbyś wstać ze mną i poukładać klocki lego, a nie spać tak jak zawsze? Proszę”.

Rozwaliło mnie to pytanie i uświadomiłem sobie, że przecież on mnie budzi rano, żebym poszedł z nim do pokoju, bo chciałby, żebym te 30 do 60 min spędził z nim na zabawie, a ja jak zombiak zalegam na kanapie i odsypiam nieprzespaną noc. Postanowiłem wtedy, że to się musi zmienić. Potrzebuję wrócić do trybu, który planowałem dawno temu i który w pewnych momentach udawało mi się wdrożyć. Chcę zacząć wstawać rano, przed wszystkimi, żeby mieć pół godziny do godziny dla siebie, a potem pełen energii i wyspany spędzić kolejne pół godziny do godziny z dziećmi, zanim odprowadzę je do przedszkola. Na razie zarówno w niedzielę, jak i dzisiaj wstałem razem z moim synkiem i układaliśmy lego, które dostał w weekend od mojej rodziny. Mocno wierzę w to, że od tego tygodnia zacznę przyzwyczajać swój organizm do porannych pobudek.

Zeszły tydzień był beznadziejny, jeśli chodzi o realizację zadań. Wypadł gorzej, niż przypuszczałem, pisząc bloga tydzień temu. W sumie tydzień zaczął się w środę, bo wcześniej była majówka, ale ze względu na to, że synek zaczął kaszleć, postanowiliśmy nie wysyłać go do przedszkola, więc musiałem sporo czasu i uwagi poświęcić jemu. Poza tym w zeszłym tygodniu przypadł szczyt stężenia pyłków brzozy, na które jestem uczulony i żadne medykamenty nie pomagały, leciało mi z nosa, swędziały oczy i momentami się niemal dusiłem. Niestety alergia płynnie przeobraziła się w przeziębienie i od kilku dni prycham i mam zawalone zatoki. Na szczęście dzisiaj już jest nieco lepiej, zarówno brzoza, jak i przeziębienie odpuszczają, więc ten tydzień będzie zdecydowanie lepszy.

Jeśli chodzi o realizację zadań, to zupełnie nie ma czym się pochwalić, spędziłem 1.5h z kursem i 1.5h z materiałami na MDN. Poza tym posłuchałem kilka podcastów o tematyce IT i programistycznej i jeden epizod zainspirował mnie do rozpoczęcia nowej serii wpisów na blogu, tym razem w 100% dotyczących case'ów z programowania i pisanych po angielsku. Pierwszy wpis za mną. Podzieliłem się wpisem na forum początkujących programistów i zostałem od razu zhejtowany, że jak nie znam dobrze angielskiego, to po co pisze po angielsku, że jak sam się uczę, to czemu próbuję uczyć innych, że rozwiązanie takich case'ów to w pięć minut można w Google znaleźć, że się naprodukowałem, a to można było w jednym akapicie ująć 🤪 Normalnie rewelacja. Nie spodziewałem się tak miłego przyjęcia 🤣. Szczerze to ten hejt tylko bardziej mnie motywuje, ale gwoli wyjaśnienia:

Po pierwsze: Nikogo nie próbuję uczyć, po prostu w ramach mojego bloga o nauce programowania postanowiłem opisać, jak się zmagam z niektórymi trudnościami i jak dochodzę do rozwiązania. To są wpisy na moim blogu, a nie materiały szkoleniowe, tutoriale czy kurs programowania.

Po drugie: Pisze po angielsku właśnie dlatego, że nie jestem jeszcze zbyt dobry w pisaniu po angielsku. Świetnie rozumiem tekst czytany po angielsku, dosyć dobrze rozumiem, jak ktoś mówi po angielsku i nawet daje sobie radę w komunikacji werbalnej po angielsku (potrafię się dobrze dogadać z osobą anglojęzyczną). Za to słabo piszę po angielsku, a to dlatego, że prawie nigdy nic w tym języku nie pisałem. Parę maili w pracy i ostatnio trochę wpisów na forach z Manjaro. Zauważyłem, że wszyscy rozumieją co piszę, ale wiem, że nie jestem w tym mocny Dlatego piszę po angielsku, żeby szlifować tę formę komunikacji.

Po trzecie: To są wpisy na moim blogu, a mój blog to są raczej opowiastki, stąd będę pisał tak długie wpisy, jakie uznam za stosowne, bo lubię opowiadać, jak komuś się nie podoba, jest za długie, za nudne, to nie musi tego czytać.

To tyle w temacie. Niezrażony hejtem zamierzam kontynuować moje wpisy z serii „Case study".

Kurde tak się zamotałem, że omal zapomniałem, że właśnie minął półmetek mojego drugiego 12-tygodniowego planu. Trzeba to podsumować 😀.


W połowie drogi nie jest źle, ale sporo jest też do nadrobienia. Nie udało mi się zrealizować w całości kursu, nad czym najbardziej ubolewam, bo to oznacza, że w tym tygodniu też będę musiał mu poświęcić sporo czasu a co za tym idzie będę miał mniej czasu na praktykę. Zdecydowanie dużo więcej czasu powinienem też poświęcić na freeCodeCamp i własne projekty. O Codewars się nie martwię, bo to na tyle fajna zabawa, że spokojnie odrobię straty, ale JS30 Challenge musi niestety poczekać aż skończę kurs 😢. Nie ma co się łamać, tylko trzeba zakasać rękawy i ostro brać się do pracy. Teraz będzie o tyle łatwiej, że brzoza już kończy pylenie a i słoneczko, witamina D dostarczą więcej energii. W końcu kolejne 6 tygodni przede mną. 

Dzieciństwo jest dobre dlatego, że każdy dzień zaczyna życie na nowo, bez ciężaru dnia wczorajszego" ~ Anna Kamieńska


„Nigdy nie dotrzesz do celu, jeśli będziesz się zatrzymywał i rzucał kamieniami w każdego szczekającego psa.” ~ Winston Churchill

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wygląda na to, że GITarra 😎 (40)

Pociąg "IT" do stacji "Software Developer" odjeżdża z toru przy peronie pierwszym. (41)

Pracuje się, oj pracuje... (44)