Nie ma tego złego... (22)

Uff, pierwszy tydzień nowego planu 12-tygodniowego za mną, oj nie było lekko. W poniedziałek zacząłem z "kopyta", o czym już pisałem tydzień temu i nic nie zapowiadało, że wszystko tak się pokomplikuje. We wtorek wstałem nieco później, ale mimo to byłem w stanie pomedytować 30 minut i poczytać "Głowę do liczb". Potem zielony koktajl i odwózka dzieci do przedszkola. Ponieważ w poniedziałek biegałem, to tym razem zaplanowałem półgodzinny spacer po lesie. Już prawie dotarłem z powrotem do domu a tu bum, telefon z przedszkola. Nie no ale przecież dzieci były zdrowe, czuły się dobrze. Nie miały temperatury bo przy wejściu do przedszkola im mierzyłem, WTF? Na szczęście z dziećmi wszystko ok, ale okazuje się, że córka miała kontakt z osobą z pozytywnym wynikiem testu i mam ją zabrać do domu, kwarantanna do piątku 😤

Pierwsze co chciałem zrobić kiedy się rozłączyłem po rozmowie z opiekunką, to zacząć wrzeszczeć z wściekłości, ale za chwilę się opamiętałem. Dwa głębokie wdechy i podejście stoickie: skoro nie mam na to żadnego wpływu to moja złość i frustracja tym bardziej nic nie pomoże. Lepiej spokojnie zastanowić się co dalej. Tak więc wyruszyłem w drogę powrotną do przedszkola a po drodze zacząłem analizować sytuację. Jest wtorek, młoda koło południa pójdzie na drzemkę, więc będę miał trochę czasu na działanie, a od jutra moja ukochana zaczyna pracę w trybie home office więc jakoś to ogarnę. Dobrze, że racjonalnie podszedłem do planowania aktywności na te 12 tygodni. Odpowiednia organizacja czasu i wszystko będzie dobrze, w weekend zawieziemy dzieciaki do dziadków i w następnym tygodniu zrealizuję zadania na 150% albo i lepiej.

Jestem mega dumny z tego w jaki sposób zareagowałem. To był chyba pierwszy raz kiedy tak świadomie zapanowałem nad emocjami i trzeźwo spojrzałem na całą sytuację. Wszystko układało się całkiem dobrze. Postanowiłem odpuścić poranne pobudki po to, żeby wieczory poświęcić na pracę z zaplanowanymi aktywnościami i tym sposobem wszystko było na najlepszej drodze, żeby osiągnąć 100% realizacji zadań.

Niestety w piątek kolejne bum. Mail z przedszkola, że młody też przechodzi na kwarantannę, bo we wtorek miał kontakt z chorym dzieckiem. O 12 musiałem odebrać go z przedszkola. To dużo bardziej skomplikowało całą sytuację. Po pierwsze z dwójką szkrabów w domu to nawet przy wsparciu żony będzie ciężko podziałać z zadaniami, a po drugie młody ma kwarantannę do wtorku, więc dopiero w środę będziemy mogli podrzucić dzieciaki dziadkom. 

Sądziłem, że gorzej być nie może, jednak szybko musiałem zweryfikować swoje poglądy. Wieczorem synek zaczął kaszleć, w nocy ten kaszel przeobraził się w suchy kaszel krtaniowy (u niego to norma, jak tylko łapie infekcję to od razu ma zapalenie krtani). W sobotę w ciągu dnia było w miarę ok i jak już myśleliśmy, że to tylko niewielka infekcja to w nocy ten kaszel wrócił ze zdwojoną siłą. W niedzielę zrobiliśmy mu domowy test na COVID ale wyszedł negatywny. Niestety w nocy z niedzieli na poniedziałek kaszel jeszcze się nasilił więc rano mieliśmy teleporadę z pediatrą. Pani Doktor nie skierowała nas na badania COVID, bo stwierdziła, że skoro domowy wyszedł negatywny to ten laboratoryjny raczej też nic nie wykaże. Synek dostał leki do inhalacji i jeśli jego stan nie ulegnie nagłemu pogorszeniu, to w piątek jedziemy do ośrodka na kontrolne badanie i może drugi tydzień ferii dzieci spędzą u dziadków.

Tak więc ja sobie planuję, obmyślam strategie, a rzeczywistość pokazuje mi środkowy palec i miejsce w szeregu 😃 Ale podchodzę do tego ze stoickim spokojem i na luzie,  w końcu i tak nie mam na to wpływu, więc co mi da, że będę się wkurwiał?

Zacząłem sobie uświadamiać, że nakładam na siebie bardzo dużą presję. Chyba od zawsze miałem problem z odpuszczaniem. Niepotrzebnie pałuję się za porażki, które w gruncie rzeczy wcale nimi nie są. Czy realizacja celów w pięćdziesięciu procentach jest porażką. Nie, to połowa sukcesu😋 Muszę  popracować nad umiejętnością odpuszczania, zwłaszcza w sytuacjach które są niezależne ode mnie. Mniejsza presja i więcej spokoju, spowodują że w ostatecznym rozrachunku osiągnę lepsze rezultaty i szybciej. Cieszę się, że w końcu zaczynam to rozumieć i bardziej intencjonalnie reagować na otaczającą mnie rzeczywistością. 

Tak więc postanowiłem odpuścić sobie ten tydzień. Zawsze chciałem mieć jak najlepsze relacje z moimi dziećmi i móc spędzać z nimi jak najwięcej czasu, no to mam niepowtarzalną okazję, żeby spędzić z nimi cały tydzień i te relacje budować. Natomiast jak będę miał chwile (w końcu dzieci też mogą chcieć czasami odpocząć chwilę od taty i np. pooglądać bajki) to w pierwszej kolejności skupię się na projekcie IT w firmie mojego kolegi. On jest teraz na wakacjach we Włoszech, ale jak wróci, to chciałbym już być gotowy na wdrażanie tego co zaplanowaliśmy.

Niemal zapomniałem o podsumowaniu tego tygodnia, a mimo wszystko był on bardzo owocny. W trakcie tygodnia dokonałem małej korekty zadań, zamiast "Kursu programowania", "Własnego projektu" i "Rozwiązywania zadań na freeCodeCamp",  mam jedno zadanie: "Nauka programowania" i w zależności od potrzeby chwili bądź weny, w trakcie tygodnia będę decydował czemu poświęcić większą uwagę. W tym tygodniu tą "nową" aktywność zrealizowałem w 86%. Za to czytanie książki "Głowa do liczb" i kurs "Learning how to learn" poszły mi rewelacyjnie i tą aktywność zrealizowałem w stu procentach. Z działań, które postanowiłem mierzyć ale nie oceniać. Dwa razy wstałem w okolicach piątej rano, ale za to 3 razy medytowałem (łącznie przez 100min), 3 razy biegałem po 5km z hakiem i raz byłem na 40-to minutowym spacerze, poza tym 3 razy robiłem ćwiczenia Wim-Hoffa i brałem zimny prysznic, natomiast wogóle nie czytałem "dla przyjemności", "Mesjasz Diuny", stoi na półce nietknięty.

"Masz władzę nad swoim umysłem - nie nad wydarzeniami zewnętrznymi. Uświadom sobie to, a znajdziesz siłę." ~ Marek Aureliusz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wygląda na to, że GITarra 😎 (40)

Pociąg "IT" do stacji "Software Developer" odjeżdża z toru przy peronie pierwszym. (41)

Pracuje się, oj pracuje... (44)